SURFERSKI RAJ DLA KAŻDEGO!

W SNOWEE najbardziej kochamy zimę i świeży śnieg piasek. A także fale, słońce, surfing i egzotykę Maroka. Tym razem zabieramy Was do Taghazout, gdzie nie musicie mieć ciepłych kurtek, rękawic, bielizny termoaktywnej, bo i tak nie zmarzniecie.

Maroko, mimo że to raptem 14 km od Europy, pełne jest egzotyki i tajemnic. Perły sztuki islamskiej, rzymskie ruiny, bezkres Sahary, souki (targowiska) pełne kolorowych przypraw… To wszystko porusza naszą wyobraźnię.

Rybacka wioska, raj dla surferów

Taghazout położone 18 km od Agadiru jest rybackim miasteczkiem. Słońce świeci tu przez cały rok, a zimą jest ok. 25 stopni C. Ciągnące się przez kilka kilometrów plaże graniczą z górami Atlasu Wysokiego. Ukształtowanie terenu sprawia, że wiejący wiatr wzbudza ogromne fale Atlantyku. Dlatego to miejsce to raj dla surferów, którzy zaczęli tu zjeżdżać już w latach siedemdziesiątych.

Największą zaletą Taghazout jest, że każdy, niezależnie od poziomu zaawansowania i umiejętności, znajdzie tu coś dla siebie. To ważne, bo najczęściej pytacie nas, czy sobie poradzicie? Surfing nie jest łatwym sportem, ale zrobimy wszystko, żeby tak było!

Piaszczyste dna występują na przemian ze skalistymi, rafowe punkty tworzenia się fal na przemian z plażowymi. Moje ukochane spoty to Banana Beach i Panorama, gdzie fale nie mają wielkiej siły, jednak umożliwiają długie przejazdy. Sezon surfowy trwa od listopada do marca, więc to idealna pora na wypad. Przy okazji złapiecie trochę promieni słońca.

Lokalny, czyli egzotyczny Taghazout

Przygotujcie się na egzotykę. Mimo, że miejscowość odwiedza coraz więcej turystów, zachowała ona bardzo lokalny charakter. Wioska wybudowana jest w tradycyjnym stylu berberyjskim, jest pełna różnokolorowych domów i biało-niebieskich łodzi rybackich. Jednak mimo że mocno czuć marokański klimat, to miejsce różni się od innych atmosferą. Tu jest więcej hipisowskiego luzu.

Wyjazd na surfing do Taghazout to bardzo wyjątkowe doświadczenie. Najfajniejsze jest to, że nie musimy się o nic martwić. Marokańczycy są bardzo gościnni, a nasi przyjaciele prowadzący tu Surf House dbają o każdy szczegół naszego pobytu. W pakiecie otrzymujemy surferską wersję „all inclusive”, czyli zakwaterowanie, trzy posiłki dziennie (w tym lunch na plaży) z naturalnych, pysznych i lokalnych produktów, wypożyczenie deski i pianki na cały tydzień, codzienny transport na plaże z całym ekwipunkiem, 12 godzin lekcji surfingu, dwie lekcje jogi oraz zwiedzanie pobliskich atrakcji.

A tych jest całkiem sporo!

Najpopularniejszą atrakcją w okolicy jest magiczna Paradise Valley, położona w górach Atlasu Wysokiego. To dolina pełna małych jeziorek ze skalistym dnem i krystalicznie czystą wodą oraz niewielkich, lecz zachwycających wodospadów. Woda w wielu z nich jest na tyle głęboka, że można skakać do niej z kilkunastometrowych skał.

Możemy wybrać się na pobliski souk, poszaleć na piaskach Sahary, a nawet spróbować… sandboardingu.

A jeśli mamy ochotę trochę pozwiedzać, to wybrać się do Agadiru lub uważanej za najpiękniejsze miasto Maroko Essaouiry.

Ale kuchnia!

Dla mnie jednak największą zaletą tego miejsca jest kuchnia. Wypełniony intensywnymi zapachami przypraw i ziół souk jest kulinarnym centrum niemal każdej miejscowości w Maroko. Tu napijemy się najsłodszego na świecie soku pomarańczowego i świeżo parzonej herbaty z mięty.

Na souku najpiękniej pachną meshwi – marokańskie grille, na których skwierczą drobno pocięte kawałki mięsa, ryb, owoców morza oraz warzyw nabite na długie szpady. Szaszłyki lądują później na glinianych talerzach w towarzystwie kuskusu, pikli oraz pikantnej pasty paprykowej. Jeśli ktoś jak ja kocha ryby i owoce morza, to zdecydowanie powinien tu przyjechać. Ponieważ Taghazout to wioska rybacka, możemy mieć pewność, że jemy rybę prosto z wody. Warto dodać, że krewetki, ostrygi i homary z Maroka zostały uznane przez paryskich restauratorów za najlepsze na świecie.

Choć wizytę na souku uważam za obowiązkowy punkt każdej wizyty w Maroko, to posiłki serwowane w naszym surf housie również zwalają z nóg. Owoce i warzywa smakują słońcem, serwowane są dania zarówno marokańskie, jak i europejskie.

Dania obowiązkowe do degustacji to tadżin i pastilla. Tadżin to narodowa potrawa Maroko (także naczynie, w którym się ją przyrządza), którą w każdym domu i restauracji przyrządza się inaczej. Ma nieskończoną ilość wersji, odmian, smaków i zapachów. Najbardziej klasyczną wersją jest połączenie jagnięciny z daktylami i migdałami oraz kurczaka z oliwkami i kiszonymi cytrynami. Pastilla to mielone mięso kurczaka lub gołębi wymieszane z jajkiem, migdałami, cebulą i przyprawami, zawinięte we francuskie ciasto i posypane cukrem. Daje niesamowite połączenie słonego smaku oraz słodyczy, z odrobiną pikanterii.

Wspólne posiłki przy pięknie zastawionym stole… Leniwe wieczory na tarasie na dachu z widokiem na ocean, gdzie wspólnie paląc sziszę i rozmawiając, podziwiamy zachody słońca… To wszystko sprawia, że każdy pobyt w Taghazout wspominamy jeszcze długo po powrocie do Polski.

Autorem tekstu jest Ania, największa miłośniczka Maroka w naszej ekipie

***

Bez ściemy, mówimy, jak jest w resortach to tytuł naszego cyklu, dzięki któremu poznacie nasze zupełnie subiektywne spojrzenie na ośrodki w ofercie. Oprócz tego, że jesteśmy organizatorami wyjazdów, kochamy dobrą zabawę (nie lubimy się nudzić!) i fajne, ładne miejsca. Przygotowaliśmy ten cykl, bo chcemy, żebyś wiedział, jak będzie na miejscu.

Zobacz także: